środa, 22 października 2008

O tym jak o mały włos straciła bym psa...

Witajcie, aby zachęcić resztę naszego grona najbliższych znajomych do pisania, postanowiłam, że to Ja dodam pierwszą notkę i opiszę dzisiejsze moje przeżycie. Mianowicie:
Kiedym to dzisiaj siedziała pod naszym standardowym miejscem w szkole, czyli pod schodami , Paulinka, tak nam wszystkim znana i przez nas lubiana osoba zapytała mnie czy nie zechciałabym się z nią wybrać dzisiaj do parku z moim psem. Zgodziłam się. Spotkałyśmy się ok.16 na Placu Miarki.
Jakimś dziwnym i przetłoczonym pojazdem dostałyśmy się do Parku Kościuszki. Już na samym początku tej wycieczki poprawił mi się humor, ponieważ spotkaliśmy innego przedstawiciela tej samej rasy co mój pies. Z tą różnicą, że on był brązowy. Bardzo zaprzyjaźnili się nasi chłopcy, oddając się beztroskiej zabawie. Wtem, ku mojemu zdziwieniu zza rogu wyłonił się Tomek. Dali mi znać, że mam podążać za nimi zabierając mi telefon. Nie miałam wyjścia, pobiegłam za nimi przerywając tym samym ogromną frajdę mojemu dwu nożnemu przyjacielowi. Do dziś mi to wypomina. Porozmawialiśmy przez jakieś pół godzinki na ławeczce. W miedzy czasie prawie bym straciła nogę, bo nie zauważyłam, że zbliżył się jakiś pies do nas, a ja miałam Gniota zahaczonego smyczą o moją nogę.... ale by było!
Niestety po jakimś czasie Tomek musiał się zmyć, uczyć się do sprawdzianu z angielskiego( z którego i tak pewnie dostanie 5). A my mogłyśmy z Paulinką oddać się damskim pogaduszkom. Jak to mężczyźni, zaczęliśmy rozmowę o kobietach. Z powodu złych warunków atmosferycznych nie zostałyśmy tam długo i poczłapałyśmy w kierunku Miarki. Wsiadłam w tramwaj pt. 19 i już kierowaliśmy się w stronę domu z Niuńkiem. Wszystko było by w porządku gdyby nie to, że zagapiłam się i prawie przegapiłam nasz przystanek. Rzuciłam się ku wyjściu, wypchałam psa. A tu drzwi się zamknęły. Nie wyobrażacie sobie nawet co wtedy przeżyłam. Trwało to zalediwe kilka sekund, ale przed moimi oczami ukazało się tysiące obrazów. Większość z nich była straszna. Zobaczyłam Gniota biegnącego za tramwajem, opierącego się , chwytającego kurz i ziemie między łapki. I mój rodzinny domek, gdzie się wychowałam, tą starą ławkę na której przesiedziałam tyle letnich wieczorów, górski strumyczek gdzie zgubiłam klapek.... i przez myśl przeszła mi ta najważniejsza, ta myśl. GUZIK.
Teraz już wiecie co się stało. Nacisnełam go, a w jednej sekundzie drzwi rozsuneły się i opuściliśmy tą machinę tortur. Nie wiem jak, nie pamiętam skąd wzieło się u mnie tylko zdrowego rozsądku, ta trzeźwość umysłu i instynkt przetrwania, ale nie chce pomyśleć co by się stało gdyby mi ich wtedy zabrakło.
Możecie się śmiać. Teraz gdy jest po wszystkim i ja czasem zaśmieje się z tego. Lecz zawsze pozostanie to dla mnie przestrogą, by naciskać wszystkie guziki.